sobota, 19 kwietnia 2014

twenty three

OK OD RAZU NOTKA

CHCE PRZEPROSIĆ, WIEM ZE OBIECAŁAM, ALE NIE DOŚĆ, ŻE ŁADOWARKA DO 

KOMPUTERA MI SIE ZEPSUŁA, A NA TELEFONIE NIE DAM RADY NAPISAĆ 

ROZDZIAŁU, TO JESZCZE CHYBA NIE ZDAM DO NASTĘPNEJ KLASY (SZCZEGÓLNIE 

PRZEZ MATME ;-;) WIĘC RÓWNIEŻ MIAŁAM KARĘ. PO PROSTU ROZDZIAŁU BĘDĄ 

BARDZO RZADKO I NIE MA NA TO RADY

 PRZEPRASZAM


___________________________________________________________________

Dwa miesiące później, grudzień 2013


"Żaden dzień się nie powtórzy, nie ma dwóch podobnych nocy, dwóch tych samych pocałunków, dwóch jednakich spojrzeń w oczy"
Szłam ciemną ulicą Londynu, uważnie obserwując ludzi dookoła. Jest dopiero siódma rano, a oni już w pośpiechu idą w stronę miejsc swojej pracy. Nie wiem, czy to przez to, że są już spóźnieni, czy po prostu zima wdała im się we znaki. Chyba raczej obstawię opcję numer 2. Ciaśniej oplotłam się wełnianym szalikiem, który drapał moją skórę niemiłosiernie, dopinając płaszcz na ostatni guzik. Uh nienawidzę zimy. Pociągnęłam nosem, czując, że nie uniknę choroby i poprawiając czapkę na mojej głowie, przyspieszyłam kroku. Nie chodziło o to, że spóźniłam się na autobus i muszę iść na nogach a za 10 minut mam lekcje, nie. Było mi cholernie zimno. Przydałby się ktoś, kto by mnie właśnie teraz przytulił. Na samą myśl silnych ramion oplatających moje ciało, przypomniałam sobie o nim. Kurwa Vanessa! On, to przeszłość. 

 "W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze"

Nie bardzo spieszyło mi się do szkoły, więc wstąpiłam do kawiarni, która na szczęście była tuż za rogiem. Pchnęłam szklane drzwi przed siebie, równocześnie sygnalizując dzwonkiem moją obecność w pomieszczeniu. Oczy kilku osób zostały skierowane na mnie, ale po chwili każdy wrócił do swojego wcześniejszego zajęcia. Pewnym ruchem zmierzyłam w stronę kasy, za którą zdążyłam już zauważyć uśmiechniętą blondynkę.

- Hej Vanessa - Przywitała mnie ciepłym uśmiechem i obeszła ladę, by zamknąć mnie w uścisku. Uśmiechnięta odpowiedziałam jej tym samym, gładząc dłonią jej plecy.

- Cześć Pezz - Zachichotała cicho na zdrobnienie swojego imienia i odsunęła sie ode mnie, by spojrzeć mi w oczy.

- Dawno nikt mnie tak nie nazwał. - Uśmiechnęła się lekko, ale widziałam w jej oczach smutek i tęsknotę. 

- Może dlatego, że dawno się nie widziałyśmy. - Powiedziałam cicho, przygryzając wargę i nie tracąc z nią kontaktu wzrokowego.

- Brakowało mi ciebie. - Przytuliła mnie jeszcze raz i wróciła na swoje dotychczasowe miejsce. - To co zwykle, zgadza się?

"Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać".

Skinęłam głową z lekkim uśmiechem i oparłam się łokciami o blat czekając na moje zamówienie. W chwili, gdy Perrie przygotowywała moje zamówienie, zdążyłam wyciągnąć z kieszeni parę drobnych. Położyłam je z lekkim brzdękiem na ladzie i poprawiłam lekko włosy.

-Dziękuję - wzięłam od niej papierowy kubek i od razu upiłam kilka łyków. Od razu gorący napój rozlał się po moim ciele, przywracając do życia nawet najmniejszą jego część. Dość energicznym ruchem odwróciłam się w stronę wyjścia, a moja dłoń wraz z gorącym kubkiem zderzyła się z czymś twardym. Usłyszałam cichy syk i dopiero po chwili uświadomiłam sobie, by otworzyć oczy. Przede mną stał wysoki szatyn z niebieskimi oczami i niezbyt zadowoloną miną. Spuściłam wzrok na wielką brązową plamę na jego szaro-beżowym swetrze i dopiero wtedy zrozumiałam co się stało. Uh było ledwie w pół do ósmej, mój refleks z rana nie jest najlepszy.

- Boże, tak cię przepraszam! - Prawie, że krzyknęłam i odwróciłam się w stronę lady biorąc garść chusteczek, równocześnie odkładając pusty już kubek na granitowy blat. 

- Nic się nie stało. - Zaśmiał się ochrypłym głosem patrząc na moje bez efektowne starania starcia kawy z jego ubrania. - hej, mówię serio.

Złapał mnie za nadgarstki uniemożliwiając dalsze ruchy, co zmusiło mnie do spojrzenia mu w oczy. Nie wiedziałam czemu, ale w tamtej chwili tak cholernie przypomniał jego. przełknęłam powoli ślinę, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. te penetrujące, brązowe oczy.. kurwa

 "Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu"

- Jestem Brad. - Uśmiechnął się szeroko ukazując szereg śnieżnobiałych zębów, a mi jak na zawołanie zmiękły kolana. Jak idiotka stałam wgapiona w przystojnego nieznajomego.. Uh znaczy się Brad'a. Potrząsnęłam lekko głową wracając do rzeczywistości .

- Um, Vanessa - wysiliłam się na krzywy uśmiech, który chyba nie przekonał chłopaka. Sięgnął ręką do swoich włosów, zaczesując je do tyłu, dokładnie tak jak.. Uh kurwa, dlaczego ciągle porównuję go z tym dupkiem? Właśnie stoi przede mną niezłe ciacho i chyba zeszłoroczna miss worldwide, a ja porównuję go do mojego byłego.

"Miłość nie polega na tym, aby wzajemnie sobie się przyglądać, lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku."

- Serio bardzo cię przepraszam. - Jeszcze raz spojrzałam na jego sweter a on jedynie machnął ręką.

- Daj spokój, to tylko mała plama. - Zachichotał i spojrzał za moje ramię, zapewne na pusty, papierowy kubeczek. - Poza tym, chyba jestem ci winny kawę.

- Nie przesadzaj, to moja wina, że na ciebie wpadłam - Potrząsnęłam szybko głową nie zgadzając się na zakup nowej kawy.

- Wina? Ja bym to nazwał przeznaczeniem. - Oblizał powoli usta, wciąż nie tracąc świetnego humoru. Nie mogłam się powstrzymać i odwzajemniłam go, uh chłopak był taki uroczy! Zaśmiałam się pod nosem, spuszczając wzrok i lekko się rumieniąc. - Jakaś ty urocza

- Oh przestań już! - Zakryłam twarz dłońmi, czując palącą czerwień na moich policzkach. Od dawna już nie usłyszałam niczego takiego. Od chwili, kiedy pozwoliłam mu odejść....

"ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze"

 ***

HARRY'S POV
  
"Kiedy łamiesz zasady, łam je mocno i na dobre."

Minęło już ponad dwa miesiące odkąd ostatni raz widziałem Liam'a. Przyrzekłem mu, że będę trzymał się z daleka Van, dla jej własnego dobra, ale coraz trudniej dotrzymać mi obietnicy. Tak tęsknię za jej dotykiem.. uśmiechem.. tęsknię za jej miłością. Tylko ona sprawiała, że w każdej, najmniejszej rzeczy potrafiłem dostrzec piękno. Wiem, że zachowałem się jak ostatni dupek, ale chciałem, żeby odeszła z własnej woli. Żeby mnie nienawidziła, żeby trzymała się z daleka ode mnie. Tylko tak mogę ją chronić. Mam coraz więcej problemów, policję na karku, brakuje ludzi do brudnej roboty.. Muszę robić wszystko sam. nie chciałem wplątywać jej w to gówno. Wiem, ona by mówiła, że razem damy radę, że wystarczy, że jesteśmy razem... Ale niestety miłość to nie wszystko. Wolę, żebyśmy udawali, że się nie znamy, niż żeby odwiedzała mnie w więzieniu.. Jedyne, czego pragnę to jej szczęścia. Chciałbym, żeby była chociaż przyjaciółką. Najlepiej będzie, gdy Vanessa po prostu będzie mnie nienawidzić, nie chcę jej skrzywdzić.. znowu.

"Przyjaźń rodzi się w momencie, gdy jedna osoba mówi do drugiej: "Co? Ty też? Myślałem, że tylko ja"

Od kilku miesięcy nie chodzę do szkoły. Nie chcę spotkać jej, a sam fakt, że jesteśmy.. byliśmy razem w klasie, wcale mi nie pomaga. Nie mogę wtrącać się w jej życie, choć tak cholernie tęsknię. Cóż, wybrałem inną drogę i muszę się tego trzymać, na własne nieszczęście.
  
"Kochać kogoś, to przede wszystkim pozwalać mu na bycie sobą i podejmowanie własnych decyzji"

Zatrzymałem się na światłach, kiedy te rozświetlały poranny mrok czerwonym, oczojebnym blaskiem. Tak cholernie chciało mi się spać, uh nienawidzę wstawać rano, ale cóż mogę poradzić? Pracować kiedyś trzeba zacząć, a kasa powoli mi się kończy. Potarłem zaspane oczy drżącą dłonią, która już po chwili powędrowała do pokrętła, by podkręcić ogrzewanie i sam nie wiem po co, ale spojrzałem za szybę. Ludzie krzątający się w te i we wte starający się jak najszybciej dostać do ciepłego domu, sklepikarze, właśnie otwierający swoje miejsca pracy i para nastolatków, zapewne zmierzająca w stronę szkoły. Uśmiechnąłem się lekko na ich widok, przypominając sobie wszystkie chwile, spędzone z nią. To jak porwałem ją, by zmusić choć do chwili spędzonej w moim towarzystwie. Nie znała mnie, a chciałem, żeby wiedziała o mnie trochę więcej niż tylko "Harry Styles- morderca, ćpun, alkoholik". I jej jako jedynej pozwoliłem do siebie dotrzeć. Zrobiła to bez namysłu, za co jestem jej wdzięczny, bo to dzięki niej stałem się lepszym człowiekiem. 
Miałem zamiar zignorowania pary, lecz coś przykuło moją uwagę, a mianowicie ktoś. Dziewczyna oglądnęła się a siebie, tak jakby chciała żebym ją zobaczył. Rozglądnęła się po okolicy, by po chwili wrócić wzrokiem do swojego dotychczasowego rozmówcy. To była ona.

Dźwięki klaksonów dotarły do moich uszu, gdy zorientowałem się, że światło już dawno zmieniło kolor na wyblakłą zieleń. Powoli ruszyłem z miejsca nie spuszczając jej z oczu. Uśmiechała się, cały czas patrząc w oczy nieznajomego.. uh przynajmniej nieznajomego dla mnie. Zasłoniła usta dłonią, ale nawet wtedy i z takiej odległości mogłem zobaczyć rumieńce na jej twarzy. Była taka urocza. Była szczęśliwa. Beze mnie. To bolało najbardziej. Przecież sam chciałem, by ułożyła sobie życie z kimś innym, by zapomniała o mnie. Nie chciała tego, ale ja jej pozwoliłem.
" Istniejemy póki ktoś o nas pamięta."
________________________________________________________________
 WIEM, ŻE ROZDZIAŁ NIE NALEŻY DO NAJDŁUŻSZYCH, ALE ZAWSZE TO COŚ
JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM, ŻE NIE DOTRZYMAŁAM OBIETNICY ALE (NOTKA NAD ROZDZIAŁEM)
JEDNAK, PIERWSZY RAZ JESTEM ZADOWOLONA Z TEGO, CO UDAŁO MI SIĘ NAPISAĆ. MYŚLĘ, ŻE ROZDZIAŁ NIE JEST NAJGORSZY
NO I TE SPRAWY CO ZWYKLE:
DZIĘKUJĘ ZA WYŚWIETLENIA, KOMENTARZE I OBSERWATORÓW! TO POKAZUJE, ŻE KTOŚ DOCENIA MÓJ WYSIŁEK I MI BARDZO, CHOLERNIE ŻE JA PIERDOLE MIŁO SERIO BARDZO DZIĘKUJĘ X
KIEDY ZAKŁĄDAŁAM TEGO BLOGA NIE SĄDZIŁAM, ŻE KTOKOLWIEK SIĘ NIM ZAINTERESUJE, A TU PROSZĘ :)
PO PROSTU DZIĘKUJĘ
AH NO ALE NIE BYŁABYM SOBĄ, GDYBYM WAS NIE PO SZANTAŻOWAŁA ;) 

30 KOMENTARZY = NEXT 

HAHA POWODZENIA ;*
ILY paynosafer